Moi drodzy, dziś spieszę do Was z recenzją książki wspaniałej krakowskiej położnej rodzinnej Lucyny Mirzyńskiej. Książka nosi tytuł „Pierwsza pomoc w nauce macierzyństwa”, ale nie myślcie, że książka przeznaczona jest tylko dla mam. Bo to, co w tego typu książkach lubię najbardziej, a czego w wielu jeszcze brakuje, to zawarcie fragmentów dla tatusiów i przyszłych tatusiów. Również Pani Lucyna zadbała o to, by tatusiowie mieli w tym wielkim przedsięwzięciu zadania dla siebie. Co więcej nie są to jakieś tam zadanka, ale zadania odpowiedzialne i ważne, które pokazują tatusiom (i mamusiom też), jak ważną rolę w życiu małego człowieka odgrywa ojciec. Bardzo się cieszę z takiego podejścia, ponieważ (na szczęście coraz rzadziej) wciąż pokutuje przekonanie, że w pierwszym okresie życia dziecka tata odgrywa marginalną rolę, bo najważniejsza jest mama, która jako jedyna (zaraz po babci, oczywiście) potrafi właściwie zająć się dzieckiem. Pani Lucyna skutecznie łamie stereotypy, angażując tatusiów pełną gębą!
Na podstawie tytułu jasne jest, że książka jest poradnikiem dla przyszłych i świeżo upieczonych rodziców. Zawiera cenne rady i wskazówki dotyczące tematów, które często spędzają sen z powiek, budzą obawy i miliony pytań. Myślę, że na większość pytań i wątpliwości znajdziecie odpowiedzi w tej książce.
Przyjrzyjmy się zatem, jakie tematy zostały tam poruszone:
- Poród
- Połóg
- Karmienie piersią
- Opieka nad noworodkiem
W pierwszej części dostajemy pigułkę informacji na temat tego, co czeka nas „TEGO DNIA”, czyli w dniu rozwiązania. I nie chodzi tylko o informacje na temat przebiegu porodu, choć również, bo tutaj też Pani Lucyna rozprawia się z wieloma mitami. Ten rozdział zawiera także wiele wskazówek technicznych na temat tego, jak przygotować się na wyruszenie do szpitala i pobyt w nim. Myślę, że warto się z tym zapoznać, bo mam wrażenie, że o tych, jakże istotnych rzeczach, mamy szybko zapominają i nie przekazują ich dalej swoim córkom, siostrom i koleżankom, a nawet jeśli, to pamiętajmy, że praktyka i standardy również ulegają zmienia, więc Wasze przyjęcie do szpitala niekoniecznie będzie wyglądała tak samo, jak wtedy, gdy 30 lat temu do porodu przyjmowana była Wasza mam czy teściowa. Pani Lucyna jako aktywna położna, zna najnowsze zalecenia i bieżące standardy.
Druga część książki przedstawia nam jak wygląda połóg – jak naprawdę(!) wygląda. Bez lukrowania, udawania i owijania w bawełną. Za to bardzo jestem wdzięczna Pani Lucynie, bo lojalnie uprzedza, czego należy się spodziewać – tak żeby żadna mama (ani tata!) nie była zaskoczona „bólem, krwią, potem i łzami”, które prawie na 100% będą Wam towarzyszyć w tym okresie po porodzie. Co więcej, dowiadujemy się, że każdy z tych stanów jest zupełnie normalny i mamy do niego prawo. A ponadto, że mamy prawo do odpoczynku i uzyskania wsparcia i pomocy!
Trzecią część wiele mam może uznać za agitację i apoteozę karmienia piersią. Trochę tak jest, bo Pani Lucyna jest wielką zwolenniczką karmienia piersią, dlatego z całego serca namawia mamy do tego, używając wszystkich możliwych argumentów. Myślę, że wiele mam, które z różnych powodów nie mogły lub nie chciały karmić piersią i niestety mają w związku z tym jakiś kompleks, mogą uznać podejście Pani Lucyny za bezkompromisowe czy wręcz natarczywe, warto jednak zauważyć, że przy obiektywnym podejściu do treści książki przekonamy się, że autorka za każdym razem zestawia karmienie piersią z karmieniem mieszanką i nie jest to zestawienie porównawcze w celu zdyskredytowania mieszanki, a jedynie wskazanie, że jest to również możliwa opcja karmienia dziecka.
Czwarta część to rozdział bardzo praktyczny, ponieważ omawia takie tematy jak wyprawka, pielęgnacja noworodka czy szczepienia. Zapoznamy się w tej części również ze zjawiskami adaptacyjnymi, które będziemy mogli obserwować u naszego maluszka. To bardzo ważne by wiedzieć, że czerwona plamka, która nagle pojawiła się na twarzy naszego dziecka, to nie alergia np. na nasze mleko, jak często interpretują to mamy (analizując od razu swój jadłospis z całego miesiąca), a jedynie rumień, który jest normalnym i częstym zjawiskiem adaptacyjnym, czyli reakcją skóry dziecka na środowisko, w którym przyszło mu żyć.
Na końcu książki został zamieszczony przykładowy plan porodu, do którego napisania autorka szczerze zachęca, a dodatkowo do książki jest dołączony notatnik rodziców. O ile przyszło mi rodzić w czasach pandemii i poprzez cesarskie cięcie, więc mój plan porodu niespecjalnie się przydał, dlatego trudno jest mi ocenić jego przydatność, o tyle zapewniem, że notatnik, w którym będziecie notować najważniejsze dzienne informacje na temat maluszka (karmienia, przewijanie, waga itp.), to po prostu konieczność dla każdych młodych rodziców, którzy w pierwszych dobach życia dziecka intensywnie je poznają, obserwując jak się zachowuje i rozwija.
Gdyby ktoś zastanawiał się czy książka wystarczy zamiast szkoły rodzenia, to powiem i TAK, i NIE. Jeśli ktoś czuje się pewnie ze swoją wiedzą, ma wsparcie doświadczonej rodziny lub po prostu zostaje rodzicem po raz kolejny i chce tylko odświeżyć pewne informacje, to myślę, że książka może wystarczyć. Ale jeśli ktoś nie czuje się pewny w temacie, chciałby mieć pole do zadawania pytań czy po prostu do przećwiczenia pewnych rzeczy w praktyce, to książę potraktowałabym jedynie jako usystematyzowanie wiedzy i świetny notatnik, do którego można wielokrotnie wrócić. Sama jestem przykładem tego drugiego podejścia, co więcej wraz z mężem uczęszczaliśmy na zajęcia w szkole rodzenia, którą prowadzi właśnie pani Lucyna wraz z drugą wspaniałą położna Agnieszką Korczyńską-Tryką.
Książkę przeczytałam teraz, czyli w czasie kiedy moja córka ma 10 miesięcy. I powiem Wam, że to również jest świetny czas na zapoznanie się z wieloma tematami poruszanymi w tej książce. Miałam szanse przypomnieć sobie pewne rzeczy, których nauczyłam się w szkole rodzenia, poszerzyłam swoja wiedzę o te informacje, których z racji ograniczeń czasowych na zajęciach w szkole nie da się poruszyć, ale również dowiedziałam się wielu przydatnych nowych informacji, o których wcześniej nie miałam pojęcia. I wiecie co jeszcze!? Książka przyjemnie połechtała moje ego, bo po jej przeczytaniu uświadomiłam sobie, że wiele rzeczy nawet intuicyjnie robiłam i robię dobrze, a to utwierdziło mnie w przekonaniu, że jestem dobrą mamą dla swojego dziecka. To poczucie jest przecież niezwykle ważne dla młodej mamy!