zaczytane.pl - Blog dla rodziców, dziadków, cioć…
  • Strona główna
  • Blog
    • Parentingowe dyrdymały
    • To, co czytam z dzieckiem
    • To, co ja czytam
  • Do pobrania
  • O mnie
Strona główna
Blog
    Parentingowe dyrdymały
    To, co czytam z dzieckiem
    To, co ja czytam
Do pobrania
O mnie
zaczytane.pl - Blog dla rodziców, dziadków, cioć…
  • Strona główna
  • Blog
    • Parentingowe dyrdymały
    • To, co czytam z dzieckiem
    • To, co ja czytam
  • Do pobrania
  • O mnie
Blog•To, co ja czytam

Mój przewodnik po ciąży

Mój przewodnik po ciąży
11 stycznia 2021 przez admin Brak komentarzy

Czy istnieje jakiś podręcznik ciąży? Czy można ją w ogóle przejść książkowo? Czy istnieje książka, w której jest wyjaśnione wszystko, co się ze mną dzieje w czasie ciąży?

Odpowiedź brzmi: I tak, i nie.

Przez cały okres ciąży na mojej szafce nocnej obok łóżka leżała książka Heidi Murkoff pt. W oczekiwaniu na dziecko. Czytanie jej stało się dla mnie i mojego męża rytuałem, ponieważ jest w niej opisany przebieg ciąży tydzień po tygodniu. Tak więc co tydzień w sobotę lub niedzielę leżąc w łóżku, czytaliśmy wspólnie, głośno kolejny dotyczący nas fragment. Polecam takie rozwiązanie każdemu, ponieważ jest to naprawdę świetny sposób na budowanie większego zrozumienia i  zaufania, a także na łamanie tabu między sobą. W jaki sposób? Ano w taki, że autorka bez ogródek i lukrowania, w fachowy sposób wykłada kawę na ławę. Opisuje, co dzieje się z ciałem kobiety – pokazuje, że ciąża to nie tylko rosnący brzuszek i kojarzone z tym stanem nudności czy rozdrażnienie, ale też wzdęcia, gazy czy choćby nadprodukcja wydzielin – różnych! Umówmy się nie każdy człowiek jest pogodzony ze swoją fizjologią – żyjemy w społeczeństwie, gdzie często rzeczy im bardziej naturalne, tym większym tabu są otoczone. Aż tu nagle okazuje się, że biologii nie oszukamy i wszyscy mierzymy się z tymi samymi lub podobnymi „przypadłościami” i potrzebami.

Mam to szczęście, że mój mąż jest bardzo wyrozumiałym i wrażliwym człowiekiem, dlatego chętnie pytał o to, co się ze mną dzieje, słuchał tego, co mam do powiedzenia i obserwował zachodzące we mnie zmiany. Również te psychiczne, a że takie też opisuje książka, tym bardziej udawało mu się wyłapywać pewne rzeczy. Bywało, że sama nie zdawałam sobie sprawy, że jestem np. rozkojarzona, ale dzięki temu, że mój mąż wiedział, że to może wynikać ze stanu w jakim jestem, wykazywał się jeszcze większym zrozumieniem – zamiast wyrzucać mi, że znowu o czymś zapomniałam, to w delikatny sposób zwracał mi uwagę, że powinnam odpocząć czy zacząć zapisywać pewne rzeczy, o których muszę pamiętać.

Zdaję sobie sprawę, że nie każda kobieta ma u boku kogoś tak otwartego, ale może w wielu przypadkach blokujący nie jest brak zaufania czy wrażliwości, ale właśnie to tabu, które narosło wokół wielu tematów. Myślę, że wielu mężczyzn zwyczajnie wstydzi się zapytać, albo po prostu nie chce tego robić w obawie przed urażeniem partnerki. Ważne jest żebyśmy my same wyraziły zgodę i chęć do rozmów na takie tematy, bo może się to okazać bardzo wartościowe dla związku.

Oczywiście nie czarujmy się, jeśli ktoś liczy, że na podstawie tej książki będzie wiedział od A do Z wszystko o ciąży, o tym co go czeka, jak dokładnie będzie przebiegał każdy tydzień i że znajdzie tam odpowiedzi na wszystkie swoje pytania, to się rozczaruje. Książka jest bardzo gruba, bo jest swego rodzaju kompendium wiedzy na temat tego co najbardziej znane, popularne, najlepiej zbadane. Każdy rozdział wprowadzający kolejny miesiąc zawsze informuje, że każda kobieta jest inna i każda ciąża przebiega inaczej, każda z nas ma inne uwarunkowania fizyczne i psychiczne, każda z nas ma inne doświadczenia, a to wszystko może wpływać na przebieg ciąży. Niemniej baza wiedzy zebrana w tej książce jest niezwykle cenna, ponieważ odpowiada na większość pytań jakie mogą wie zrodzić w głowie każdej ciężarnej. Od wczesnych etapów ciąży aż po połóg. Są w niej wytłumaczone pewne procesy biochemiczne zachodzące w ciele kobiety w czasie ciąży, a także wiele rzeczy, z które ciężarnej dotyczą na co dzień, jak choćby przeziębienie, właściwa dieta, aktywność zawodowa czy aktywność seksualna.

Bardzo ważne są też wstawki „dla ojców”, czyli dodatkowe ramki zamieszczone w książce skierowane przede wszystkim do przyszłych tatusiów. Jest to takie wyjście naprzeciw temu, że panowie, zwłaszcza ci zaangażowani, też są trochę w ciąży razem ze swoimi partnerkami. Miewają nie tylko różne dolegliwości fizyczne, ale też niezwykle dużo dzieje się w ich głowach i warto sobie uświadomić, że nawet ten twardziel, który sprawia wrażenie, że ma wszystko pod kontrolą i jest na wszystko świetnie przygotowani, w swoim wnętrzu może drżeć jak osika i być przerażony ogromem odpowiedzialności i obowiązku jaki już na niego spadł i jaki wkrótce spadnie.

Nie przeczytałam tej książki od deski do deski, raczej traktowałam ją jak encyklopedię, w której wyszukuje się interesujące nas hasła. I tak też polecam traktować ten „podręcznik”, bo wiele rzeczy może nam się zwyczajnie nie przydać, a po co denerwować się niepotrzebnie i stresować tym, „co by było, gdyby”.

Podsumowując: Moim zdaniem książka idealna dla każdej kobiety (pary), która spodziewa się pierwszego dziecka. Choć ja chętnie wrócę do niej przy ewentualnej drugiej ciąży. Także jeśli chcesz zrobić prezent ciężarnej siostrze, koleżance, partnerce, to ta książka będzie strzałem w dziesiątkę. Tylko nie dawaj jej na tzw. baby shower, bo wtedy już będzie trochę za późno.

Podziel się:
Czas czytania: 1 min
Blog•To, co czytam z dzieckiem

Misia czyta Pucia!

Misia czyta Lucia
2 stycznia 2021 przez admin Brak komentarzy

Wraz z mężem wprost uwielbiamy Pucia, czyli postać stworzoną przez panią Martę Galewską-Kustrę i zakochaliśmy się w nim na długo zanim na świecie pojawiła się nasza córeczka. Po kolei, jak tylko pojawiały się nowe części na półkach w księgarniach, kupowaliśmy je chrześniakowi mojego męża. Pierwsze wyszły te duże podstawowe wersje i wiedzieliśmy, że jeśli tylko na świecie pojawi się nasze dziecko, to z niego też zrobimy małego fana Pucia i jego rodzinki. Nim jednak urodziła się nasza córka wydawnictwo Nasza Księgarnia wydało też miniwersje znanych nam książeczek. I właśnie od nich postanowiliśmy zacząć nasz domową przygodę z Puciem. Swoją drogą wiecie jak ma na imię nasza córka? Misia! Tak jak młodsza siostra Pucia! To przypadek, niemniej nasza Misia na pewno będzie dumna, gdy tylko zacznie rozumieć, o czym czytamy.

W tej chwili MIsia ma niespełna 8 miesięcy, wiec najlepsza jest dla nas książeczka Pucio. Zabawy gestem i dźwiękiem, czyli dźwiękonaśladownictwo, które jest bardzo ważne dla maluszków w tym wieku. W dużej mierze od tego właśnie zaczynamy naukę mówienie. Wskazujemy dziecku zwierzątka lub przedmioty lub obrazki z nimi i naśladujemy dźwięki jakie symbolicznie zostały do nich przypisane. Wiecie: kura – kokoko, kaczka – kwakra, kot – miał, itp. Dzięki temu małe dzieci nie muszą od razu uczyć się słowa kura, które ma w sobie to nieszczęsne i trudne do wymówienia „r”, a zaczyna od mówienia „kokoko”, kiedy chce nam powiedzieć, że chodzi mu o to zwierzątko. Tak więc Drodzy Rodzice, jeśli w waszym repertuarze zabaw nie pojawiło się jeszcze dźwiękonaśladownictwo, to koniecznie włączcie je do swoich codziennych zabaw z dzieckiem – nigdy nie jest za wcześnie!

Kolejną książeczką, do której przejdziemy z tej serii będzie Co robi Pucio?, która przedstawia przedmioty codziennego użytku wraz z typowymi dla nich czasownikami, np. krzesło – Pucio siedzi, itp.

Dwie następne to Pucio mówi dzień dobry i Pucio mówi dobranoc. Są to bardzo przyjemne króciutkie historyjki, które przy okazji uczą dobrych manier, czyli mówienia dzień dobry i dobranoc. Obu słów staramy się używać z mężem codziennie w komunikacji z Misią. Nawet jeśli jeszcze nie rozumie co to znaczy, to każdy dzień zaczynamy od Dzień dobry, a kończymy Dobranoc. Gdy zacznie je rozumieć, będą dla niej zupełnie naturalną codziennością, do której dużo łatwiej będzie nam włączać kolejne grzecznościowe zwroty.

Od minionych świąt każde czytanie urozmaica nam postać pluszowego Pucia, którego Miśka dostała pod choinkę od swojej ukochanej cioci. Prezent niezwykle trafiony, bo pluszak wywołuje szeroki uroczy uśmiech na twarzy Małej.

Myślę, że będziemy wracać do tych książeczek nawet, gdy Misia będzie starsza, a na naszych półkach zagoszczą duże wersje Pucia.

Kwestia grafiki to oczywiście kwestia gustu, nam się podoba, choć jestem w stanie zrozumieć, że ilustracje pani Joanny Kłos nie do wszystkich przemówią.

Mała seria Pucia
Podziel się:
Czas czytania: 1 min
Parentingowe dyrdymały

Rady, rady, rady… (cz.2)

rady, rady, rady... (cz.2)
26 grudnia 2020 przez admin Brak komentarzy

Ten wpis to kontynuacja Rady, rady, rady… (cz.1), ponieważ wiem z iloma radami mierzy się młoda mama, która często nie wie, co wybrać, bo z wielu stron dociera tak wiele, często sprzecznych, informacji. Sama często biłam się z myślami i miewałam rozterki, dlatego w tym i kolejnych wpisach chciałabym podzielić się z Wami, jakimi radami byłam raczona w konkretnych przypadkach oraz z jakimi specami i autorytetami (dla mnie) je konfrontowałam.

Dziś o rozszerzaniu diety. Choć w temacie jesteśmy dopiero dwa miesiące, to już widzę, że spora część rad, uwag i „delikatnych” sugestii nie bardzo się sprawdziła. Zaczynam też od tego, ponieważ jest to jeden z tych tematów, w którym miałam dość kategoryczne przekonania, poparte oczywiście wiedzą specjalistów, a co do których [przekonań] spotkałam się z całą falą krytyki i niezrozumienia ze strony nie tylko rodziny i znajomych, ale również lekarza pediatry!

Otóż z mężem zdecydowaliśmy, że zaczniemy rozszerzać dietę naszej córki po skończonym 6. miesiącu życia. Po przeczytaniu kilku poradników i skonfrontowaniu tej wiedzy z opiniami dietetyków uznaliśmy, że właśnie tak chcemy zrobić, no i wtedy się zaczęło…

Po skończonym 4. miesiącu zaczęły się pytania, kiedy zaczynamy z pierwszym jedzeniem. Z pełnym przekonaniem i właściwie trochę naiwnie myśląc, że spotkamy się ze zrozumieniem mówiliśmy jak jest, czyli, że czekamy jeszcze 2 miesiące. Pediatra dosłownie mnie wyśmiała, nakazując wręcz, żebym za 3 dni (bo tego dnia byliśmy na szczepieniu) zaczęła już podawać marchewkę, bo w 6. miesiącu, to dziecko ma już zjeść normalny obiad, mięso! Na szczęście byłam na to przygotowana, bo „nasza” dietetyczka wspominała na szkoleniach o takich sytuacjach. Tak więc postanowiłam, że z pełnym zapałem przyznam pediatrze rację, a zrobię tak, jak podpowiada mi zdrowy rozsądek (i fachowiec dietetyk!). A co podpowiadał mi rozsądek? Oczywiście nie żebym bezkrytycznie słuchała tylko jednego i tylko dietetyka. Postanowiłam posłuchać przede wszystkim swojego dziecka. A córka pokazywała mi, że nie jest jeszcze gotowa na to, aby zacząć jeść coś innego niż mleko. Pomijam fakt, że w 4 miesiącu nie siedziała – chyba w tym wieku to w ogóle rzadkie zjawisko – to nawet nie wykazywała żadnego zainteresowania jedzeniem. Czasem eksperymentalnie podsuwaliśmy jej coś do powąchania, pokazywaliśmy jej co jemy – zero reakcji, w ogóle nie miała pojęcia o co nam chodzi, nawet nie próbowała tego łapać, a przecież wszystko czym mogłaby się pobawić zaraz łapała, więc z tym jedzeniem ewidentnie coś jej śmierdziało.

Aż tu nagle, jakiś tydzień przed skończeniem 6 miesięcy nagle zaskoczyła! Zaczęła interesować się tym, co mamy na talerzach, dlaczego tak śmiesznie ruszamy buziami przy przeżuwaniu, zaczęła wyciągać rączki i chciała próbować. To był dla nas sygnał, że czas-start!

Otrzymałam w tej kwestii całą masę rad. A to, żeby codziennie dawać dziecku małą łyżeczkę soku warzywnego lub najlepiej owocowego, a to żeby zacząć od marchewki z jabłkiem (bo jabłko słodkie!), a to żeby absolutnie nie dawać dziecku niczego w kawałkach bo zadławi się i będzie tragedia. A już w ogóle to mam się martwić, bo jak nie zaczęłam rozszerzać dziecku diety od 4. miesiąca to na pewno będzie niejadkiem, więc sama sobie narobiłam. Także tak.

Ale wiecie co, w ogóle się tym nie przejmowałam, bo wiedziałam jak chcę zacząć. Byłam przygotowana, bo wykupiłam szkolenie u poznańskiej dietetyczki Agaty Fierek-Dziurli „Gruszki czy pietruszki?” (ależ się cieszę, że pandemia przeniosła Cię do onlajnu!). Dodatkowo podglądam też profile innych dietetyków, więc miałam wstępną wiedzę na temat tego, czym jest słynne „blw” (wbrew pozorom ta nazwa wcale nie oznacza „bobas lubi wybór”), jakie jest zapotrzebowania dziecka na poszczególne mikroelementy, jak łączyć rozszerzanie diety z karmieniem piersią, jak powinna wyglądać dieta matki karmiącej, itp., itd.

Powiem Wam, że mieć takie zaplecze to naprawdę ogromny komfort psychiczny, bo człowiek już nie zastanawia się, czy naprawdę robi dobrze, ale jest pewien, że to nie tylko intuicja, która może być zawodna, ale też fakty, z którymi głupio dyskutować.

A jakie ciekawe teorie słyszałam, które dzięki odpowiedniemu przygotowaniu do rozszerzania diety udało mi się między bajki włożyć?

  • dziecku warto dosolić (zdrową solą himalajską) i dosłodzić (miodem! albo brązowym cukrem) jedzenie, żeby lepiej smakowało;
  • dziecko, które nie ma zębów musi jeść tylko gładkie papki;
  • czas rozszerzania diety to dwa razy więcej czasu spędzonego w garach, a przecież teraz są te wszystkie fajne słoiczki, reklamują, że zdrowe i eko;
  • dziecko musi siedzieć, żeby zacząć rozszerzać dietę (o tym więcej w kolejnym wpisie); 
  • zaczyna się od marchewki, a w następnej kolejności daje się marchewkę z jabłkiem;
  • kaszki, kasza i jeszcze raz kaszki – oczywiście robione na mleku modyfikowanym, albo na odciągniętym swoim;
  • najwięcej żelaza jest w mięsie, a najwięcej białka w mleku (nabiale);
  • dziecko musi zjeść cały posiłek każdym możliwym sposobem (samolocik itp.), ale ma się najeść, a jak nie zjada to znaczy, że jest niejadkiem.

To taka próbka, ale chyba już czujecie o co mi chodzi i widzicie, że sami często słyszeliście podobne teksty, nawet w czasach kiedy jeszcze nawet nie byliście tematem zainteresowani. Bo to utarte przekonania, często roznoszone jak zaraza przez poprzednią generację, naszych rodziców czy dziadków. Pamiętajcie jednak, że kiedyś właśnie taki był stan wiedzy. Wasi bliscy nie chcą zrobić krzywy Wam ani Waszym dzieciom, oni po porostu często nie wiedzą, że temat został przebadany na wiele sposobów, że zalecenia mądrych tego świata uległy zmianie, że od czasu kiedy sami byliśmy dziećmi prawie wszystko w tej kwestii się zmieniło. Jak zatem sobie z tym radzić? Ja mam na to dwa sposoby:

  1. Na opornych, którzy nie dają się przekonać, że teraz jest inaczej: grzecznie i uprzejmie przytakuję, wysłuchuję, co mają do powiedzenia, a później robię swoje. Nie żebym się czasem słuchając nie zagotowała, ale staram się (już) nie wdawać w dyskusje.
  2. Na takich, których da się zapoznać z nową wiedzą: podrzucam artykuły, książki, filmiki dotyczące interesującego mnie tematu (nie tylko w kwestii rozszerzania diety) i w ten sposób wyjaśniam dlaczego robię tak, a nie inaczej. Muszę tu pochwalić swoją teściową, ponieważ Ona zawsze ogląda lub czyta podesłane przeze mnie materiały i często potrafi na tej podstawie zrewidować swoją wiedzę w wielu kwestiach. („Gruszka czy Pietruszka?” na swoich profilach na FB i YT często proponuje bezpłatne filmiki, które mogą uświadomić opornych.)

Wiedza i doświadczenie naszych starszych bliskich jest w wielu sytuacjach niezwykle cenna, czasem wręcz nieoceniona, ale jeśli są tematy, które mogły ulec zmianie i się zdezaktualizować, to zdecydowanie warto z tą wiedzą się zapoznać. Takim tematem jest niewątpliwie rozszerzanie diety.

Kończąc powiem Wam, że moja córka absolutnie nie jest niejadkiem – zajada wspaniale, aż rodzicom serca rosną, a jej brzuszek 😉 Spróbowała już większości podstawowych warzyw, owoców (także cytrusów i innych egzotycznych), zjada zupy, również gotowane na mięsnym rosole, zjada wszelkie ryże, kasze, strączki i wiele innych. Rozszerzanie diety to dla nas świetna zabawa, która nie kosztuje mnie wcale więcej gotowania, a wprowadziła zdrowe nawyki żywieniowe całej naszej rodzinie.

Podziel się:
Czas czytania: 1 min
Blog•Do pobrania•Parentingowe dyrdymały

Karty kontrastowe – zwierzęta

22 listopada 2020 przez admin Brak komentarzy

Jedynym z celów, dla których powstał blog, jest dzielenie się z Wami materiałami, które sama tworzę dla swojego dziecka 🙂

Korzystam z ogólnodostępnych narzędzi, ale wiem, że nie każdy potrafi, nie każdy ma czas, chęć, możliwość itd., dlatego też raz na jakiś czas wrzucę Wam tu moje wariacje na różne tematy 🙂

Jeśli tylko macie ochotę, to łapcie i korzystajcie!

Dziś mam dla Was do pobrania i wydruku karty kontrastowe ze zwierzętami. Grafiki wybrałam dość nietypowe, ale pamiętajmy, że tak naprawdę chodzi przede wszystkim o kolorystykę, czyli właśnie kontrast pomiędzy bielą i czernią. O tym, jak widzą maluchy musicie poczytać u ludzi w tym temacie mądrzejszych ode mnie, ale jedno jest pewne – moja córeczka uwielbiała i wciąż bardzo lubi książeczki kontrastowe. Zarówno te kupione, te które dla niej uszyłam z filcu, jak i te, które przygotowałam dla niej w formie pojedynczych plansz.

Jeśli zastanawiacie się, czy takie książeczki się u Was sprawdzą, a nie chcecie kupować w ciemno, to wystarczy pobrać, wydrukować i sprawdzić, jak Wasz maluszek zareaguje na tego typu obrazki.

Z góry uprzedzam, że kreski grafik, których użyłam są dość cienkie, dlatego lepiej nadadzą się dla kilkutygodniowych maluchów niż dla „świeżutkich” noworodków.

„Książeczka kontrastowa – zwierzęta” – POBIERZ

Podziel się:
Czas czytania: 1 min
Page 1 of 3123»

O mnie

Cześć, mam na imię Agnieszka! W maju 2020 roku zostałam mamą. Nie uważam, że macierzyństwo to orka na ugorze, ale nie sądzę też, że znalazłam się w krainie mlekiem i miodem płynącej. No dobra, mleka jest sporo, ale na pewno nie w takim znaczeniu! Na pewno im dłużej żyję, tym mniej wiem, ale czy to coś złego? W każdym razie chcę pisać dla Ciebie - Mamo, która próbujesz czymś zapchać czas, kiedy niemowlak wisi Ci na cycu lub butli, a Ty starasz się nie zasnąć; i dla Ciebie - Tato, który chciałbyś zrozumieć, co czuje Twoja kobieta, a co często jest bardzo wbrew (Twojej!) logice. Dla Was obojga i jeszcze dla Babci, Dziadka, Cioci czy Wujka, jeśli chcecie poznać trochę recenzji książek dla dużych i małych! Tworzę też własne materiały, którymi bardzo chętnie się z Wami podzielę!

Media społecznościowe

Ostatnie posty

Mój przewodnik po ciąży

Mój przewodnik po ciąży

11 stycznia 2021
Misia czyta Pucia!

Misia czyta Pucia!

2 stycznia 2021
Rady, rady, rady… (cz.2)

Rady, rady, rady… (cz.2)

26 grudnia 2020
Karty kontrastowe – zwierzęta

Karty kontrastowe – zwierzęta

22 listopada 2020
This error message is only visible to WordPress admins

Error: No connected account.

Please go to the Instagram Feed settings page to connect an account.

Polityka prywatności
© 2020 copyright zaczytane.pl